Każda z minuty zaowocowała mnóstwem spostrzeżeń a kiedy chciałam już osiąść MCDonalds nieopodal wiaduktu, jego wnętrze tak bardzo mnie odstraszyło, że mimo deszczu postanowiłam raczej zwiedzać niż w nim siedzieć.
W KielcachZrezygnowana przechodziłam wzdłuż chodnika który troszkę przypominał mi krakowski przystanek pod Jubilatem – po lewej budy obwieszone majtasami, co rusz jakiś kiosk czy wózek z jedzeniem, dziki tłum ludzi i śmierdzące autobusy. Skręciłam między budki a tam ku mojemu zdziwieniu ukazała się komunistyczna żyleta. Blok prostokątny, wysoki na 10 pięter i …. EUREKA! – pomalowany tak, że niejedna żyleta pragnęłaby gorąco być odnowiona w ten sposób.Nie chodziło mi zupełnie o nic wielkiego! Zwykłe 3 kolory i całkiem gustowny rysunek na elewacji. Nie wiem, kogo za to chwalić. Być może mieszkańcy/administracja tego bloku poprosili o radę architekta, być może był to plastyk, być może bardzo wrażliwy malarz-robotnik.
Nieistotne kim jest autor – elewacja ta została odnowiona w sposób, który godzien jest naśladowania! Rysunek kolorów jest spójny, nie ma wielkich kontrastów, nie ma pastelozy ani kociokwiku. Wszystko jest na swoim miejscu. Pochwaliłabym nawet wydobycie kolorem elementów stalowej konstrukcji (albo elementów dekoracyjnych – nie wiem).
Jest jak jestOczywiście przy okazji nasunął mi się temat całkowitego pozbycia się tych molochów i reliktów komunizmu które miały być przez 45 lat a zostaną z nami jeszcze 3×45 lat, ale – powiedzmy sobie szczerze – nikogo nie stać na ich rozbieranie. Powinniśmy się więc do nich przyzwyczaić z nimi pogodzić i zrobić im lifting z którego nie będziemy sami potem naśmiewać się jak ma to miejsce w przypadku pastelozy czy innych takich tematów. Mieszkanie kupięBlok Żyleta to dom dla kilkudziesięciu rodzin. Załóżmy: 5 klatek po 3 mieszkania na poziomie przez 10 pięter daje nam 150 mieszkań dla stu pięćdziesięciu rodzin! No przecież to jest jasne jak słońce, że nikt nikogo nie wywali!Dodatkowo, powiem Wam, że kupowanie mieszkań z rynku wtórnego jest ostatnio bardzo modne. Nie ze względu na kasę a to nasuwa się na myśl jako pierwsze. Ze względu na fakt, że projektowanie mieszkaniówki w latach 70tych odbywało się wg. lepszych NORM BUDOWLANYCH niż ma to miejsce dziś! Oczywiście jakość wykonania jest równie fatalna ale ich rozplanowanie, powierzchnie czy choćby łatwość połączenia kilku mieszkań w jedno dają całkiem spory potencjał rozwojowy!
NORMY? Zapytacie. Prosty przykład. Rozmawiam z koleżanką, która kupiła mieszkanie na Krakowskim Chmieleńcu. Gadka szmatka.
– pokażę Ci moje pelargonie, czekaj wysyłam foto –
– Ooo! Jak zielono. Przynajmniej nie masz okien drugiego bloku na przeciwko tak jak ja;/ –
– No nie mam. Mam piękną zieleń. Bo wiesz, kiedyś projektowali wg. innych norm (1,8h sąsiedniego) i nie mieli ciśnienia, że minimalna odległość między blokami wyznaczana jest za pomocą zacieniania bla bla i może to być nawet jedynie 1/2h (pół) sąsiada…
– no to fajnie masz.
No mam.
Tak mi przykro, że nie miałam dla Was ani chwili czasu ostatnio ;[ W biurze jest gwałt niesamowity a ja jestem od 2 tygodni chora i nie mam czasu położyć się nawet do łóżka by dobrze poleżeć.
PD Architekt pozdrawiam Was z biura w Sanoku wieczorową porą i obiecuję, że wynagrodzi te wszystkie absencje stukrotnie ;] Zobaczycie!!