Rzut domu W czasie, gdy rynek projektowania domów zdominował projekt typowy (tak koledzy architekci – sami to sobie zgotowaliśmy) chciałabym przedstawić Wam kilka INNYCH, nienudnych pomysłów na rozwiązanie – czyli jak inaczej może wyglądać rzut domu.
Oczywiście – pomysły pochodzą głównie z USA – dlaczego wybrałam właśnie pomysły zza oceanu?
Przekonaj się sam!
Rzut domu – zobacz nietypowe rozwiązania!
Większość wymiarów podana jest w imperialnych jednostkach metrycznych. Przelicznik?
1 inch = 25,4 mm (in) – [2,54cm]
1 foot = 30,48 cm (ft)
KLATKA SCHODOWA! Nie musi być typowa, nie musisz jej chować, jedna nie musi łączyć wszystkich pięter!
OTWARTE POMIESZCZENIA! Jak wyraźniej powiedzieć, że dobra, pozytywna, jasna i ciekawa przestrzeń to OTWARTA przestrzeń?
GARAŻ. Nie budujcie jednostanowiskowego.. Prędzej czy później zrozumiecie dlaczego ;]
GARDEROBY! Będziesz mógł w nich wszystko schować! Dosłownie wszystko!
STREFOWANIE – oddziel przestrzeń głośną od cichej – docenisz to!
WERANDA (a.k.a. porch) – wspaniały wynalazek do zaimplementowania POD ZADASZENIEM (w naszym klimacie). Będziesz tam siedzieć ;] Jak nie teraz to „na starość”. To lepsze niż wgniatanie łokci w parapet.
STREFA BUFOROWA oddzielająca garaż od powierzchni mieszkalnej.
STREFA WEJŚCIA – pamiętaj, że w Polsce musisz mieć wiatrołap (hall, sień, ganek….).
SCHODY- w Polsce max 17 w jednym biegu – nie zapomnij!
WYSOKI SALON – otwarty na dwie kondygnacje. Zapomnij o „praktyczności”. W salonie spędzasz najwięcej czasu! Oszczędź na sypialni, doświetl go wielkimi oknami i mieszkaj jak gwiazda. Z pewnością każdy będzie Ci zazdrościł (tak lubimy w Polsce – prawda :D ?)
Architekt o Architekturze
"Zainspiruj się!" - te słowa znajdziesz w prawie każdym moim poście.
Dlaczego? Lubię pokazywać, podsuwać pomysły, zadawać pytania, szukać odpowiedzi, tworzyć koncepcje, wyszukiwać nietypowe rozwiązania.
W końcu znalazłam rozwiązanie mojego problemu dlaczego nie mogłam znaleźć takiego projektu domu, który spełniły moje oczekiwania… dowiedziałem się z tego wpisu, że ja chcę po prostu w stylu amerykańskim!!!!! Sama „zaprojektowałam” plan domu jaki chcę i okazuje się że to jest dom amerykański.
Od kilkunastu lat mieszkam w domu w którym praktycznie prawie cały parter jest otwartą przestrzenią. Wybrałam takie rozwiązanie z tych wszystkich powodów o których wspominacie. Byłam kiedyś zafascynowana nowoczesnymi rozwiązaniami. Mieszkałam też wcześniej w domu bez wiatrołapu. Znam więc to wszystko na własnej skórze.
Kiedy budowałam dom przychodziły całe „wycieczki” znajomych obejrzeć rozwiązania niespotykane w sąsiedztwie. Dziś zastanawiam się jak najlepiej oddzielić od siebie pomieszczenia. Dla mnie ten układ się nie sprawdził. Zaraz wyjaśnię dlaczego:
To co piękne na obrazku niekoniecznie jest takie w praktyce. Otwarta kuchnia na zdjęciach jest zawsze śliczna. W rzeczywistości – goście zawsze przyjdą gdy będzie największy bałagan. I mimo, że nie jestem przewrażliwiona na tym punkcie, to jednak niekoniecznie chcę, żeby każdy zaglądał mi do garnków (i czystych i brudnych).
Kuchnia jest siedliskiem przeróżnych zapachów – nie zawsze pięknych (kiszona kapusta vs kalafior gotowany – co gorsze?).
Okap, zmywarka, krajalnica, robot kuchenny – te sprzęty hałasują tym bardziej im bardziej chcesz się zrelaksować przy książce czy przed tv.
Gdy chcę porozmawiać przez telefon w spokoju, muszę iść aż na piętro i zamknąć się w sypialni jeśli nie chcę przeszkadzać domownikom oglądającym film.
Otwarta przestrzeń jest jak pudło rezonansowe. Jeśli nie masz drzwi na klatce schodowej – dzieci na piętrze nie mogą usnąć gdy wieczorem oglądasz film (a zwłaszcza horror), nawet jeśli wydaje Ci się, że telewizor ściszyłaś do minimum słyszalności.
Co do wiatrołapu – gdy zimą temperatura spada – lodowaty podmuch prosto z dworu – to nie jest to czego pragnę najmocniej ;)
Oczywiście to tylko moje zdanie i nikt nie musi się z nim zgadzać. Wiem, że w swoich preferencjach staję się nienowoczesna, ale cóż. Z wiekiem rośnie we mnie coraz większy praktycyzm (czy jak to nazwać inaczej). Gdybym dziś budowała dom to byłby bardziej tradycyjny: z oddzielną, zamkniętą kuchnią, salon co najwyżej może łączyć się z jadalnią.
I na koniec stwierdzę przekornie, że nadal mi się podobają zdjęcia nowoczesnych wnętrz. Ale tylko zdjęcia i tylko do oglądania.
Hmm ;] A ja na to, co zawsze mówię wszystkim Inwestorom. Nie ma domów które są przystosowane na „wszystkie lata”. Człowiek się zmienia i wraz z nim jego preferencje. Porzekadło „pierwszy dom dla wroga, drugi dla przyjaciela trzeci dla siebie” ma sens tyko w kategorii remontu i zmiany płytek.
Funkcja w projektowaniu jest inna dla przedszkola inna dla domu starców – to trochę ciężkie porównanie ale właśnie tak jest.
Przykład:
Dziś prosisz o schody zabiegowe bo są ładne, jutro płaczesz, że ciężko Ci wchodzić schorowanymi nogami na gorę wogóle, a co dopiero po takich schodach.
Drastyczne, ale na tym przykładnie widać jak ZMIENIAJĄ SIĘ PROIORYTETY.
Proponuję Ci zrobić generalny remont ;] Po 10ciu latach czas najwyższy by coś zmienić bo i Twoje życie się zmieniło a dom to taka żywa istota – żyje razem z nami ;]
Masz rację. Nie ma domów na wszystkie lata. Już teraz widzę jak zmieniły się nasze potrzeby i preferencje. Przydałby się generalny remont, ale poczekam jeszcze kilka lat aż dzieci skończą studia i będą na własnym utrzymaniu. Na razie wszystkie środki, starania i nadzieje lokujemy w nich ;)
A swoją drogą podobno w USA ludzie często się przeprowadzają dostosowując dom do możliwości i potrzeb. Zaczynają jako para w mieszkaniu w centrum miasta. Po narodzinach dzieci przeprowadzają się na przedmieścia do domu z ogrodem. Potem zmieniają go na większy razem ze wzrostem rodziny i dochodów. Po odejściu dzieci zamieniają na mniejszy, łatwiejszy do utrzymania, by zakończyć na Florydzie w luksusowym osiedlu dla seniorów na emeryturze. Taki model by mi się BARDZO podobał, gdyby nie jeden minus – money. Nasze dochody niestety nie równają się ich dochodom, choć wydatki być może tak ;)
1. brak wiatrołapu – wchodzi się od razu do salonu, ewentualnie przez foyer. Oczywiście anglosasi mają codzienne wejście przez garaż albo laundry room („od podwórza”). Ale to rozwiązanie kojarzy mi się z budowaniem na pokaz, jak u nas na wsiach – brudna kuchnia w piwnicy i taka do oglądania i chwalenia się sąsiadkom na poziomie salonu :)
2. otwarta kuchnia – nie mam pojecia jak takie rozwiązanie może być funkcjonalne – hałas wyciągu, zmywarki przeszkadza w wypoczynku w salonie a do tego dochodzi obsesyjne dbanie o porządek, bo talerz w zlewie już robi nieporządek. Dla mnie otwarta kuchnia to wymysł deweloperów na pozorne powiększenie miniaturowych kawalerek, przenoszony potem na budownictwo jednorodzinne przez dotychczasowych mieszkańców małych mieszkań.
1. Ja uważam, że wejście do salonu bez wiatrołapu jest odświeżające. Nie każdy musi mieć tak jak wszyscy. Jedne drzwi za drugimi, zawsze to samo do nieskończoności… Wspieram pomysły inne ;]
2. Dla mnie – zmywarki prawie nie słychać, piekarnik nie buczy, zlewy są teraz takie głębokie i zrobione z kompozytu tak, że i garów nie widać ani się nie tłuką a przestrzeń jaka wielka. No chyba, że ktoś lubi zamknięte przestrzenie. Wentylatory też przecież w okapach nie są przemysłowe by strasznie hałasować.
3. Ja nie pochodzę z bloku a w moich domach powyrzucałabym najchętniej wszystkie ściany więc z takim ewaluowaniem się nie zgodzę. Albo ktoś lubi hale albo klity i tyle. Bez ewaluowania.
Oczywiście, nie każdy układ ma się wszystkim podobać. Tak jak z wieloma rzeczami i.. kolorami. I tutaj muszę tylko przyjąć do wiadomości twoje stanowisko.
Natomiast skomentuję twoją „ocenę” dot. rozwiązania. otóż nie jest tak, że budują na pokaz. Wspominając o anglo-saksach… Ani u nas w Irlandii ani w UK ani w Australii ani w Kanadzie nikt z tych kogo znam, nie budował domu na pokaz. Może bardzo bogaci – tak, ale ja nie znam AŻ tak bogatych ludzi. W Irlandii salony często są małe, jak i reszta pokoi.. aż ZA mała. Lepsi architekci wykorzystują każdy centymetr powierzchni, który kosztuje przecież dużo. Między innymi dlatego eliminujemy pomieszczenia które nie wykorzystujemy często. Jak kogoś stać – to ok. Uwierz mi, bez wiatrołapu da się żyć i to bardzo dobrze. Kwestia przyzwyczajenia. Tradycji może też. Owszem, są wady ale trochę z innej bajki. A to co tu omawiamy nie jest wadą, czasami może jest źle użyte… jak słowa i kolory… :)
Otwarte przestrzeni – integrują. (To jest to, czego tak brakuje w Polsce) Brak ogrodzeń i granic, wzmacnianie więzi społeczne i identyfikacji lokalnej… W rodzinie tak samo – strefa nocna – prywatna a dzienna jak najbardziej integracyjna.
I wiesz, nikogo u moich znajomych, a nie mnie, ne martwi brudny garnek w zlewie. Nikt się tym nie przejmuje po prostu. A obsesyjne dbanie o porządek… Cóż, wszystko co jest obsesyjne jest chorobliwe. Życie jest zbyt krótkie by zyć na pokaz i przejmować się byle talerzem w zlewie.
I wiesz, ostatnia rzecz jaką deweloper zrobi, to wymyśli coś DLA człowieka… zapewniam cię, otwrta kuchnia nie jest wymysłem dewelopera :).
Garaż jest bardzo drogą „zabawka”, więc jest bardzo mały ( o ile jest) i wchodzi się przez niego nie częściej niż w Polsce. Przez utility (czy laundry) wchodzi się PRZEWAŻNIE od strony podwórka, bo tylko tam prowadzą drzwi z tego pomieszczenia.
Może się mylę (jeżeli tak, to PD mnie poprawi) ale te wszystkie rzuty to są amerykańskie typówki. Więc nie oczekujmy za wiele ;).
A tak na marginesie – nienudna i niepowtarzalna funkcja powstaje nie sama z siebie, a z indywidualnych potrzeb użytkowników. Pamiętajmy o tym.
Co do całej reszty – całkowicie się zgadzam z komentarzem PD.
W końcu znalazłam rozwiązanie mojego problemu dlaczego nie mogłam znaleźć takiego projektu domu, który spełniły moje oczekiwania… dowiedziałem się z tego wpisu, że ja chcę po prostu w stylu amerykańskim!!!!! Sama „zaprojektowałam” plan domu jaki chcę i okazuje się że to jest dom amerykański.
Od kilkunastu lat mieszkam w domu w którym praktycznie prawie cały parter jest otwartą przestrzenią. Wybrałam takie rozwiązanie z tych wszystkich powodów o których wspominacie. Byłam kiedyś zafascynowana nowoczesnymi rozwiązaniami. Mieszkałam też wcześniej w domu bez wiatrołapu. Znam więc to wszystko na własnej skórze.
Kiedy budowałam dom przychodziły całe „wycieczki” znajomych obejrzeć rozwiązania niespotykane w sąsiedztwie. Dziś zastanawiam się jak najlepiej oddzielić od siebie pomieszczenia. Dla mnie ten układ się nie sprawdził. Zaraz wyjaśnię dlaczego:
To co piękne na obrazku niekoniecznie jest takie w praktyce. Otwarta kuchnia na zdjęciach jest zawsze śliczna. W rzeczywistości – goście zawsze przyjdą gdy będzie największy bałagan. I mimo, że nie jestem przewrażliwiona na tym punkcie, to jednak niekoniecznie chcę, żeby każdy zaglądał mi do garnków (i czystych i brudnych).
Kuchnia jest siedliskiem przeróżnych zapachów – nie zawsze pięknych (kiszona kapusta vs kalafior gotowany – co gorsze?).
Okap, zmywarka, krajalnica, robot kuchenny – te sprzęty hałasują tym bardziej im bardziej chcesz się zrelaksować przy książce czy przed tv.
Gdy chcę porozmawiać przez telefon w spokoju, muszę iść aż na piętro i zamknąć się w sypialni jeśli nie chcę przeszkadzać domownikom oglądającym film.
Otwarta przestrzeń jest jak pudło rezonansowe. Jeśli nie masz drzwi na klatce schodowej – dzieci na piętrze nie mogą usnąć gdy wieczorem oglądasz film (a zwłaszcza horror), nawet jeśli wydaje Ci się, że telewizor ściszyłaś do minimum słyszalności.
Co do wiatrołapu – gdy zimą temperatura spada – lodowaty podmuch prosto z dworu – to nie jest to czego pragnę najmocniej ;)
Oczywiście to tylko moje zdanie i nikt nie musi się z nim zgadzać. Wiem, że w swoich preferencjach staję się nienowoczesna, ale cóż. Z wiekiem rośnie we mnie coraz większy praktycyzm (czy jak to nazwać inaczej). Gdybym dziś budowała dom to byłby bardziej tradycyjny: z oddzielną, zamkniętą kuchnią, salon co najwyżej może łączyć się z jadalnią.
I na koniec stwierdzę przekornie, że nadal mi się podobają zdjęcia nowoczesnych wnętrz. Ale tylko zdjęcia i tylko do oglądania.
Hmm ;] A ja na to, co zawsze mówię wszystkim Inwestorom. Nie ma domów które są przystosowane na „wszystkie lata”. Człowiek się zmienia i wraz z nim jego preferencje. Porzekadło „pierwszy dom dla wroga, drugi dla przyjaciela trzeci dla siebie” ma sens tyko w kategorii remontu i zmiany płytek.
Funkcja w projektowaniu jest inna dla przedszkola inna dla domu starców – to trochę ciężkie porównanie ale właśnie tak jest.
Przykład:
Dziś prosisz o schody zabiegowe bo są ładne, jutro płaczesz, że ciężko Ci wchodzić schorowanymi nogami na gorę wogóle, a co dopiero po takich schodach.
Drastyczne, ale na tym przykładnie widać jak ZMIENIAJĄ SIĘ PROIORYTETY.
Proponuję Ci zrobić generalny remont ;] Po 10ciu latach czas najwyższy by coś zmienić bo i Twoje życie się zmieniło a dom to taka żywa istota – żyje razem z nami ;]
Hmm ?
Masz rację. Nie ma domów na wszystkie lata. Już teraz widzę jak zmieniły się nasze potrzeby i preferencje. Przydałby się generalny remont, ale poczekam jeszcze kilka lat aż dzieci skończą studia i będą na własnym utrzymaniu. Na razie wszystkie środki, starania i nadzieje lokujemy w nich ;)
A swoją drogą podobno w USA ludzie często się przeprowadzają dostosowując dom do możliwości i potrzeb. Zaczynają jako para w mieszkaniu w centrum miasta. Po narodzinach dzieci przeprowadzają się na przedmieścia do domu z ogrodem. Potem zmieniają go na większy razem ze wzrostem rodziny i dochodów. Po odejściu dzieci zamieniają na mniejszy, łatwiejszy do utrzymania, by zakończyć na Florydzie w luksusowym osiedlu dla seniorów na emeryturze. Taki model by mi się BARDZO podobał, gdyby nie jeden minus – money. Nasze dochody niestety nie równają się ich dochodom, choć wydatki być może tak ;)
Mnie amerykańskie układy kompletnie nie pasują.
1. brak wiatrołapu – wchodzi się od razu do salonu, ewentualnie przez foyer. Oczywiście anglosasi mają codzienne wejście przez garaż albo laundry room („od podwórza”). Ale to rozwiązanie kojarzy mi się z budowaniem na pokaz, jak u nas na wsiach – brudna kuchnia w piwnicy i taka do oglądania i chwalenia się sąsiadkom na poziomie salonu :)
2. otwarta kuchnia – nie mam pojecia jak takie rozwiązanie może być funkcjonalne – hałas wyciągu, zmywarki przeszkadza w wypoczynku w salonie a do tego dochodzi obsesyjne dbanie o porządek, bo talerz w zlewie już robi nieporządek. Dla mnie otwarta kuchnia to wymysł deweloperów na pozorne powiększenie miniaturowych kawalerek, przenoszony potem na budownictwo jednorodzinne przez dotychczasowych mieszkańców małych mieszkań.
1. Ja uważam, że wejście do salonu bez wiatrołapu jest odświeżające. Nie każdy musi mieć tak jak wszyscy. Jedne drzwi za drugimi, zawsze to samo do nieskończoności… Wspieram pomysły inne ;]
2. Dla mnie – zmywarki prawie nie słychać, piekarnik nie buczy, zlewy są teraz takie głębokie i zrobione z kompozytu tak, że i garów nie widać ani się nie tłuką a przestrzeń jaka wielka. No chyba, że ktoś lubi zamknięte przestrzenie. Wentylatory też przecież w okapach nie są przemysłowe by strasznie hałasować.
3. Ja nie pochodzę z bloku a w moich domach powyrzucałabym najchętniej wszystkie ściany więc z takim ewaluowaniem się nie zgodzę. Albo ktoś lubi hale albo klity i tyle. Bez ewaluowania.
Oczywiście, nie każdy układ ma się wszystkim podobać. Tak jak z wieloma rzeczami i.. kolorami. I tutaj muszę tylko przyjąć do wiadomości twoje stanowisko.
Natomiast skomentuję twoją „ocenę” dot. rozwiązania. otóż nie jest tak, że budują na pokaz. Wspominając o anglo-saksach… Ani u nas w Irlandii ani w UK ani w Australii ani w Kanadzie nikt z tych kogo znam, nie budował domu na pokaz. Może bardzo bogaci – tak, ale ja nie znam AŻ tak bogatych ludzi. W Irlandii salony często są małe, jak i reszta pokoi.. aż ZA mała. Lepsi architekci wykorzystują każdy centymetr powierzchni, który kosztuje przecież dużo. Między innymi dlatego eliminujemy pomieszczenia które nie wykorzystujemy często. Jak kogoś stać – to ok. Uwierz mi, bez wiatrołapu da się żyć i to bardzo dobrze. Kwestia przyzwyczajenia. Tradycji może też. Owszem, są wady ale trochę z innej bajki. A to co tu omawiamy nie jest wadą, czasami może jest źle użyte… jak słowa i kolory… :)
Otwarte przestrzeni – integrują. (To jest to, czego tak brakuje w Polsce) Brak ogrodzeń i granic, wzmacnianie więzi społeczne i identyfikacji lokalnej… W rodzinie tak samo – strefa nocna – prywatna a dzienna jak najbardziej integracyjna.
I wiesz, nikogo u moich znajomych, a nie mnie, ne martwi brudny garnek w zlewie. Nikt się tym nie przejmuje po prostu. A obsesyjne dbanie o porządek… Cóż, wszystko co jest obsesyjne jest chorobliwe. Życie jest zbyt krótkie by zyć na pokaz i przejmować się byle talerzem w zlewie.
I wiesz, ostatnia rzecz jaką deweloper zrobi, to wymyśli coś DLA człowieka… zapewniam cię, otwrta kuchnia nie jest wymysłem dewelopera :).
Garaż jest bardzo drogą „zabawka”, więc jest bardzo mały ( o ile jest) i wchodzi się przez niego nie częściej niż w Polsce. Przez utility (czy laundry) wchodzi się PRZEWAŻNIE od strony podwórka, bo tylko tam prowadzą drzwi z tego pomieszczenia.
Może się mylę (jeżeli tak, to PD mnie poprawi) ale te wszystkie rzuty to są amerykańskie typówki. Więc nie oczekujmy za wiele ;).
A tak na marginesie – nienudna i niepowtarzalna funkcja powstaje nie sama z siebie, a z indywidualnych potrzeb użytkowników. Pamiętajmy o tym.
Co do całej reszty – całkowicie się zgadzam z komentarzem PD.